W dniu 5.11 zakończył się VIII Memoriał im. Ks. Benedykta Gierszewskiego. Jest to jeden z najbardziej elitarnych konkursów dla posokowców o randze międzynarodowej. Liczba miejsc dla startujących jest ograniczona, a uczestnicy stanowią ścisłą europejską czołówkę. W tym roku zaproszenie do udziału uzyskał nasz Kolega Andrzej ze swoim posokowcem FATA. Jako zdecydowanie najmłodszy pies uzyskała dyplom III stopnia i zajęła drugie miejsce!
W memoriale udział wzięli Przewodnicy z psami:
-
Hubert Hubik jr. – PH, suka AZZY z Borečského lesa ur. 3.4.2009 – Czechy
-
Szilárd Flaisz – PH, pies TENGELICI BÁTOR BRÚNO, ur. 25.01.2007 – Węgry
-
Pavol ŽIDEK– PB, suka CIBA Vrátna dolina, ur. 06.03.2006– Słowacja
-
Günter Baier – PB, pies FALCO vom Gamsenbrand, ur. 04.06.2007 – Austria
-
Łukasz Dzierżanowski – PB, pies DIABLO Zimny Trop, ur. 04.07.2010 – Polska
-
Waldemar Abucewicz – PB, pies GREY ze Starej Rzeki, ur. 05.06.2010 – Polska
-
Mikołaj Włocławski, PB, suka BABKA CYTRYNOWA Hazba, ur. 11.07.2008 –Polska
-
Andrzej Filipiak, PB, suka FATA Vratna dolina, ur. 03.05.2011, – Polska
Formuła takich konkursów ma odzwierciedlać jak najbardziej zbliżone warunki toteż posokowce podkładane są na zestrzał postrzałków z polowań i pracują na naturalnych tropach. Szczęście również jest tu istotnym czynnikiem gdyż od losowania zależy czy uda się trafić na postrzałka możliwego do dojścia oraz długości ścieżki, od której m.in. uzależniony jest dyplom. Przewodniczący Zarządu Klubu Posokowca Wojciech Galwas opisał to tak:
„W dniu dzisiejszym uczestnicy VIII Memoriału im. B. Gierszewskiego rozjechali się z Borów Stobrawskich do domów w Austrii, Czechach, Węgrzech, Słowacji no i w Polsce. W memoriale uczestniczyły 4 posokowce z zagranicy i 4 z Polski. W ciągu 2 dni pracy przewodnicy z posokowcami i sędziami oraz z koroną 25 razy wzywani byli do sprawdzenia skuteczności oddawanych strzałów. Większość z tych prac to postrzałki pochodzące z poprzedniego dnia, gdzie psy podejmowały pracę po kilkunastu i więcej godzinach od postrzelenia. Psy pracowały na 15 tropach dziczych, 9 jelenich i 1 daniela. Sporo było wezwań do sprawdzenia zestrzału, gdzie myśliwy przekonany był że trafił ale nic na to nie wskazywało. Były chaotyczne informacje o miejscu zestrzału, ale były również zestrzały dokładnie oznaczone nawet z pozostawieniem listu zestrzałowego. Jak to bywa na polowaniach zbiorowych były również obcierki i strzały po piórach, po których dzik przewracał się w ogniu, aby po chwili wstać i ujść w dobrej kondycji. Były też prace gdzie na końcu tropu posokowce odnajdywały patrochy zwierzyny dostrzelonej w innym miocie. Ekipa ze Słowacji odnalazła łanię i cielaka jelenia oraz dzika ale żadna z tych prac nie spełniała kryterium odległości umożliwiającej przyznanie dyplomu. Łącznie na tropach postrzałków posokowce przeszły ponad 32 kilometry i odnalazły 7 sztuk zwierzyny, 3 dziki i 4 jelenie. Trzy prace spełniały regulaminowe warunki umożliwiające przyznanie dyplomów. Posokowiec hanowerski z Węgier pracował na jeleniu byku, który został postrzelony 19 godzin prędzej. Odnalazł go po ponad 1,5 km pracy, martwego po postrzale w szynki. Sędziowie ocenili tą pracę na dyplom II stopnia. Odnaleźli również zgasłego dzika, ale ta praca nie kwalifikowała się na dyplom. Pozostałe 2 dyplomy III stopnia otrzymały posokowce z Polski. Andrzej Filipiak i FATA Vratna Dolina odnaleźli martwego dzika postrzelonego 12 godzin wcześniej po tropie liczącym 1150 metrów, a Łukasz Dzierżanowski z Diablo Zimny Trop odnalazł martwą łanię jelenia postrzeloną 8 godzin prędzej po tropie liczącym 1200 metrów.„
Aby przybliżyć troszeczkę styl pracy z posokowcem i warunki konkursu warto przeczytać relację jednego z uczestników, Łukasza Dzierżaniowskiego prowadzącego posokowca bawarskiego DIABLO Zimny Trop:
„Docent rozpoczyna robotę, idzie spokojnie, mała wolta w prawo, skręt w lewo. Po 100m znajdujemy plamkę farby – idziemy dalej. Pies zaczyna się gotować – jest coś na gorąco. Nie widzę, ani nie słyszę dzika, ale Docent jest wyraźnie podkręcony. Trudno mi uwierzyć, żeby postrzałek miał zalec tak blisko. Idziemy kilkaset metrów, wracamy do ostatniej farby, pies ponawia ten sam trop. Idziemy tak jeszcze ze 2 km, trop prowadzi przez asfalt wprost na miejsce, gdzie go utraciłem psa przed dwoma laty. Nie jestem przesądny, ale czuję, że robi mi się zimno. Docent ciągnie mocno – owijam sobie otok kilka razy wokół nadgarstka… Jeszcze kilometr i wracamy. Nic tu po nas. Nie ma żadnych oznak trafienia, nawet osłabienia dzika.
Powrót na bazę i oczekiwanie na kolejną robotę. Jest – łania i dwa dziki postrzelone w „Odrze” Opole, wybieramy się do Kobylna. My dostajemy łanię, Czesi i Austriacy jadą do dzików. Zapowiada się obiecująco – myśliwy pokazuje ambonę usytuowaną na skraju pól, z której strzelał. Spóźnił strzał – prawdopodobnie trafił jelenia na miękkie, próbował po kilkudziesięciu metrach poprawić, nieskutecznie.
Trop prowadzi kilkaset metrów przez bronowane pole. Docent prowadzi, ale korona idzie z boku, myśliwy wskazuje punkt po drugiej stronie – na ścianie lasu zaznaczył miejsce, w którym łania weszła w drzewostan. Jesteśmy już blisko, tropy byków prowadza w prawo – łania odbiła i skręciła w lewo.
Wchodzimy między drzewa, rzeczywiście jest farba, mocno rozrzedzona przez padający deszcz. Jest mokro, Docent pracuje jeszcze spokojniej i uważniej niż zwykle. Robi pętle – nie przeszkadzam mu, widać, że jest bardzo skupiony – puszczam otok, pozwalam mu się upewnić co do tropu. Robi koło o średnicy 10m i powraca na trop. Podążam za nim, biorąc otok w dłoń, choć czuję, że to nie jest potrzebne – mamy wolne tempo. Spodziewam się jednak, że łania może się podnieść, nie chciałbym żeby poszedł nieoczekiwanie w gon. Pies pokazuje kolejne plamy farby, znajdujemy łoże. Słyszę, że za naszymi plecami Kuba cicho wyjaśnia myśliwemu niektóre niuanse. Przechodzimy przez linijkę, łania cały czas idzie równolegle do pól przez rzadki drzewostan. W końcu ją widzę – leży zgasła na ściółce. Gonu nie będzie, ale jestem pełen podziwu dla tego dzielnego zwierzęcia…”
Wieść o sukcesie Andrzeja rozniosła się szybko. Tyle pracy i zaangażowania zasługuje na największe gratulacje i uznanie. Mamy w Kole najprawdziwszy skarb wart więcej niż jakiekolwiek medale, z którego dzięki uprzejmości Andrzeja możemy korzystać wszyscy.