Drugie polowanie zbiorowe za nami. Sugerując się pokotem: 2 dziki, sarna koza i 2 lisy można domniemywać, że czarnego zwierza było więcej w kniei niż zwierzyny płowej. Nic bardziej mylnego. Dzików nie było, a dwie ostatnie sztuki które kol. Franciszek chciał tak bardzo uchować w rewirze, padły w ostatnim miocie.
Pomimo dość kiepskiej aury frekwencja na zbiórce dopisała. Zarówno nasi członkowie jak i zaproszeni goście – wszyscy pełni entuzjazmu, bo rewiry do gonienia bardzo dobre ruszyliśmy w knieję. Po burzliwych dyskusjach prowadzący zmienił zdanie i tradycyjnie już zaczęliśmy polowanie z tzw. bezkartkowymi w tle. Na uznanie odnotowano fakt przygotowania kart stanowiskowych na większą ilość myśliwych niż 20. Co niektórzy byli tym faktem zaskoczeni.
Pierwsze pędzenie – klin przy kanale w Kądzielni. Dwie chmary jeleni uchodzą tuż przed rozprowadzającymi, a kolejne dwie obierają kierunek łąk u Sławka Grendy, gdzie pretendentem do króla pudlarzy staje się Jurek Kęsicki. Młodniki sosnowe w lesie Kucharowskim stają się naszym kolejnym celem. Tym razem doktor Sławek zaczyna walkę z Jurkiem o miano króla pudlarzy – nieduża chmara uchodzi gdzieś w kierunku Radacza. Drugie pędzenie mamy za sobą. Karawan pusty – jedziemy w okolice krzyżówki przy paśniku. Kolejny pewniak – rozgrodzony młodnik sosnowy graniczący z łąkami kucharowskimi. Kolejna chmara uchodzi w stronę mokrego lasu. Wasyl, Tadeusz i familia Astramowiczów pudłuje do jeleni…cóż zwierz ten szybki, zwinny i mądry. Może było warto odpuścić strzał…a może kilka centymetrów więcej wyprzedzenia…coś nam nie idzie…nie mamy jeszcze pokotu!
Mokry las zapisał się w historii zbiorówek wielokrotnie. Wielu z nas zapamięta ten szczególny las przez wiele lat. Niestety i ten miot pusty. Widziane piękne byki – prawdopodobnie u schyłku II klasy wieku nie nadające się na strzał. Jedziemy na borówkę – padają twierdzenia, że jeżeli nie na borówce to gdzie?! W miocie Tomek przechytrzył pięknego lisiora, a Jurek strzela kozę – tym samym odczarowuje swoją złą passę. Prowadzący w kropce co robić dalej, wszak przyzwyczajeni jesteśmy do bardziej obfitych pokotów w Darzborze. Miot ostatniej szansy – trzciny. Podobno rok bez nadmiernego deszczu, to i naganiacze mają szansę przejść w miarę suchą stopą te dzikie ostępy. Tradycyjnie szczęście uśmiechnęło się do naszych gości, którzy strzelają na przesmyku między łozami, a lasem lisa i dwa dziki. Szczęśliwcami są Jan Mac – lis, Wojtek Krawczyk – dzik i Piotr Mac, który strzela przelatka. Zgodnie z ostatnio przyjętymi zasadami laury króla sobotnich łowów zbiera Piotrek.
Czegoś zabrakło w sobotę… przyjmijmy, że szczęścia! Czekamy już na kolejne zbiorowe łowy w okolicach Juchowa-Zamęcia-Kądzielni. Prezes zaciera ręce i przygotowuje się do sprawnego prowadzenia polowania. Marcin zapewnia, że na pokocie będzie przynajmniej 10 sztuk zwierzyny grubej, a więc szykujemy się koledzy na kolacje z wątróbką na danie główne. Brak wątróbki nie skutkuje nieodbyciem się kolacji – wszak wiemy, że śledzik to też dziczyzna!