Tak się złożyło, że tegoroczne uroczyste polowanie Hubertowskie odbyło się 3-go listopada w dniu święta naszego patrona. 33 Kolegów przybyło na miejsce zbiórki pod domek w Kucharowie. Wszystkich powitał łowczy koła kol. Jan Natkański, dla którego był to już 36-ty Hubertus. Tego dnia pełnił również funkcję kierownika polowania, a do pomocy miał Bartka i Tomka.
Dość sprawna zbiórka i niedaleka droga do łowiska sprawiły, że już ok. 8 rozstawieni byliśmy na linii gotowi do pierwszego pędzenia. W tym miejscu należy nadmienić, że prowadzący został okrzyknięty tego dnia „mózgiem” całego polowania ponieważ to on skrupulatnie planował każdy ruch i posunięcie myśliwych, których rozstawiali dwaj pomocnicy! Inwencja twórcza Darzborowych chłopaków rozwija się obiecująco, a motywem przewodnim w bonanzie był… tornister i wszelkie jego przywary 😉
Przyznamy, że dość nowatorskie rozwiązanie budziło uśmiech u wielu łowców. Rewir Mosina – Grzywnik znany jest z obfitości w czarnego zwierza, chociaż duże areały uprawianego rzepaku budziły również nadzieję na jelenie. Pierwszy miot tzw przy „Gałce” bez strzału. Kolejny miot z grodzoną uprawą daglezji jest dziczym pewniakiem. Psy w środku ładnie grają…muszą być dziki. Jednego strzela Rafał na czole miotu przy współudziale Marcina, który koleżeńsko „naprowadził” młodego niczym nawigator na okręcie podwodnym. Drugiego powala Wasyl – po strzale dzik przechodzi metamorfozę i przybiera na wadze jakieś 40kg 🙂 Czyli nie jest źle, 2 mioty 2 dziki, a pora jeszcze bardzo wczesna… ale nie ma jednego pomocnika. Jesienne barwy kniei niech będą usprawiedliwieniem dla zaginionego.
Trzeci miot skrupulatnie i taktycznie obstawiony tzw, Grzywnik. Zapewne większość z nas zdaje sobie sprawę, że to kolejny pewniak… nic bardziej mylnego – Adam pudłuje sznurującego mykitę, miot praktycznie pusty. Kolejne pędzenie niczym partia szachów… w oczach mam taką planszę dla trzech zawodników… Trzyosobowa grupa trzymająca władzę na polowaniu prowadziła nagankę w stronę grodzonego młodnika przy torach, część osób zajęła stanowiska na drodze dębowej, natomiast prowadzący polowanie wraz z „bezkartkowymi” obstawiają drogę przy starym paśniku. Po sygnale naganka naprzód rozbrzmiewają pierwsze strzały. Huku co nie miara praktycznie z każdej strony. W miocie pada siedem dzików, łania i królewski byk, którego powala Franek Białopiotrowicz. Po czterech miotach wynik imponujący. Na główną krzyżówkę przyjeżdża śniadanie. Myśliwi, którym bór darzył wraz z naganiaczami ściągają strzelona zwierzynę.
W międzyczasie pogoda radykalnie się zmienia, zaczyna padać intensywny deszcz. Niestety prognozy się sprawdziły. Dwugodzinny miot w bonanzie oczekując zwiezienia zwierzyny ostudził temperament. Kolejne dwa pędzenia w strugach deszczu przy torach na Grabnie i przy rezerwacie u Jarka Dudy bez strzału. Dwa gęste młodniki dały w kość naganiaczom przemokniętym do ostatniej nitki. Do regulaminowego zachodu słońca jeszcze trochę czasu, a więc bierzemy „miot pod wierzą”, w którym nie ma ani dzików, ani jeleni…
Uroczyste zakończenie polowania hubertowskiego odbyło się już tradycyjnie pod domkiem. Kilka minut po 16 łowczy przywitał rodziny i znajomych, przedstawił wynik niedzielnych łowów oraz wręczył medal króla polowania dla Franka oraz króla pudlarzy dla Pawła Firazy, który zebrał najgłośniejsze brawa i owacje. Oddanie hołdu strzelonej zwierzynie było zwieńczeniem hubertowskich łowów. Przyznać trzeba, że w ostatnim miocie brało udział zbyt mało darzborowców, powody zapewne są dwa: niedzielny klimat z poniedziałkiem w myślach oraz średnia pogoda… i taka mała prywatna dygresja w stosunku do bigosu…, który z myśliwskim smakiem nie miał za wiele wspólnego!
One Response to Hubertowiny 2013