Po raz drugi delegacja Darzboru wybrała się na międzynarodowe targi łowieckie do Dortmundu Jagd&Hund. Tym razem z naszego grona ostatecznie na miejscu stawiło się jedynie 10 osób mimo deklaracji większej grupy. Nie chcieli jechać, to trafili na języki i tak po okolicy już się wieść niesie jak to Franciszek dokonał „egzekucji” na ostatniej sarnie na Kucharowie – najpewniej za pomocą „Gieko”
Ekipę wsparła solidna reprezentacja KŁ Sokół Koszalin, z którą można było powymieniać się doświadczeniami, poglądami, opiniami oraz oczywiście nalewkami. Tak więc podróż na zachód upłynęła dosyć szybko zważywszy iż „gepardy” narzuciły szybkie tempo w rytm sobie znanych hitów typu „małaje….”. Podróże z Darzborem naginają ramy czasoprzestrzeni. Jeszcze przed południem dotarliśmy do „Kiełbaskowa” gdzie Norbert niczym Dr. Jekyll i Mr. Hyde zmienił swoją tożsamość.
Na targach generalnie niewiele się zmieniło względem roku poprzedniego. Niemal identyczny rozkład stoisk i nie do zliczenia liczba ciuchów oraz przyborów niezbędnych do polowania jak np. maczeta, którą co oczywiste zdaniem łowczego każdy myśliwy powinien wozić w aucie obok saperki, papieru toaletowego i … zapasowej gumy! 😉 Większość zakupów dotyczyło jednak ciuchów. Wybór był ogromny, ale ceny nie odbiegały od tych ogólnopolskich (nie mylić ze szczecineckimi).
Najefektywniej swoją pulę Euro zarobioną na dewizowcach zainwestował Jurek! Inwestycja zwróciła się już w połowie podróży powrotnej tuż po kolejnej historycznej ciekawostce dotyczącej jego udziału w wojnach Napoleona! Jurek udowodnił swoją niezależność i siłę spokoju nie reagując nawet na zaczepki niemieckiej drogówki!
Ci, którzy ominęli wyjazd doznań z podróży nie nadrobią, ale mogą rzucić okiem na kilka miejsc na targach Jagd&Hund (polecamy zwłaszcza pokaz bielizny) 😉