Poniekąd poczułem się wywołany przez Marka publikacjami zdjęć moich tegorocznych rogaczy na stronie naszego Koła… a więc z początkiem sezonu w oparciu o przegląd rogaczy podczas polowania komercyjnego obiecywałem sobie, że w maju odpuszczam z polowaniem na kozły. Zniesmaczony wyglądem zarówno sukni, jak i samych parostków miałem łowy na ów zwierza rozpocząć z początkiem czerwca. Nic bardziej mylnego, moje mocne postanowienie tradycyjnie uległo zmianie.
Plan był taki, żeby w maju zrobić rekonesans rewiru Łączno-Ciemino, podejrzeć czy po tak ciężkiej i długiej zimie uchowały się jakieś ciekawe osobniki. Pierwszy wyjazd 21go maja z Wasylem i Sebastianem. Chłopaki obstawiają dwie ambony w okolicach Ciemina, mnie zostawiają w okolicach Łączna. Miejsce zapamiętane przez wielu z nas z obfitej dziczej zbiorówki jest w wiosenno-letnim okresie równie dobre na rogacze. Teren bardzo trudny, gęste głogi i wysoki dziki łubin ograniczają widoczność do minimum. Ponadto trzeba zauważyć, że dość głośno sie tam chodzi ze względu na liczny susz pod nogami. Kiedy dziesięć dni temu pojechałem tam z duńczykiem od razu stwierdził, że tak gęsto zakrzaczony teren jest dla niego za trudny i podejście rogacza będzie graniczyło z cudem. Skutki nieopolowanego terenu były jak najbardziej pozytywne dla mnie, mniej dla kieszeni Koła. Tego wieczoru widziałem dwa mocne rogacze. Jednego z nich strzeliłem z masą parostków ok 400 gr, wiekiem 6-7 lat, z masą tuszy 19 kg. Jakież było zdumienie kolegów kiedy zobaczyli moje trofeum; zwłaszcza Sebastiana, który na następny dzień zdawał egzamin na selekcjonera. Jak to w opowieściach łowieckich bywa moja relacja z tego polowania była okrojona o informację, że widziany był jeszcze mocniejszy rogacz właśnie w tym terenie.
Kilka wyjazdów odniosło pożądany skutek 2-go czerwca. Wcześniejsza obecność w tym łowisku jak i obserwacja namierzonej sztuki z odległości niepozwalającej skutecznie złożyć zwierza, pozwoliła tego dnia strzelić do spłoszonego spod moich nóg rogacza. Kapitalny kozioł zerwał się w gęstym łubinie i zaczął uciekać w stronę lasu. Doświadczenie mówiło mi, że zwierz z ciekawości zatrzyma się przed ścianą lasu. Miałem dwie sekundy na podjęcie decyzji czy strzelam. I tutaj pewnie zadecydował instynkt łowiecki; strzał na ok 100 m obalił capa. Najładniejsze trofeum pozyskane w czteroletnim okresie selekcjonerskim. Masa parostków 430 gr, wiek 6 lat, tusza 19 kg.
30-go maja w okolicach Ciemina strzeliłem ośmioletniego szydlarza, z niską wagą 13 kg i słabymi parostkami. Początek tegorocznego sezonu uważam za bardzo udany. Trzy stare rogacze będą dostojnie zdobić moją kolekcję trofeów. Czyżby kolanko sprawiało szczęście…? Na razie odstrzał wykonany, ale z niecierpliwością czekam na kolejny wpis łowczego 😉 Moje łowisko zostało zauważone przez innych kolegów, którzy coraz częściej obierają kierunek na ten odległy teren. Sama przez się nasuwa się maksyma łowiecka, że kto hoduje ten poluje! Wszystkim kolegom darz bór w tegorocznym polowaniu na rogacze!