Księżyc dobiera, tarcza posuwa się nisko nad nieboskłonem i nawet przed księżycową pełnią daje pole do popisu prawdziwym dzikarzom. Ścierniska przy nieskoszonych żytach okazały się szczęśliwe dla Franka, choć jeśli mówimy tu o szczęściu to nie można zapominać, iż Franek „zęby zjadł” na takich dziczych wyprawach i niejednego ducha kniei przechytrzył. I tym razem w nocy z niedzieli na poniedziałek św. Hubert przychylnym okiem zerknął na naszego kolegę. Darz Bór Franku!