W minioną sobotę polowaliśmy na bogatym w zwierza terenie m.in. Silnowa i Kądzielni. Na tradycyjnej zbiórce o 7 rano w Kucharowie stawiło się 23 myśliwych w tym dwóch naszych zaprzyjaźnionych Kolegów – Witek oraz Robert. Na odprawie padło sakramentalne stwierdzenie, że wszystko w naszych rękach i tak też było. Hubert zwierzem darzył w każdym miocie, a ostatecznie na rozkładzie znalazły się trzy jelenie dwa dziki oraz lis.
Dzięki pomocy Andrzeja i Marcina udało się przeprowadzić 6 miotów. Niewielka liczba nie przekłada się na obszar ponieważ mioty były dosyć duże i wymagały obstawienia z każdej strony. Pierwszy miot był obfity w jelenie. Jednego „dużego” jelenia wszyscy mogli podziwiać po skończonym pędzeniu, a drugi się tłumaczył. Ładnym strzałem do łani mógł się pochwalić za to Andrzej, który mimo obstawy Bory oraz Faty nie musiał korzystać z ich umiejętności.
Kolejny miot „przy owczarkach” charakteryzował się gęstym młodnikiem graniczącym z nalotami bukowymi. Tą drogę ucieczki wybrały sobie dziki. Jednemu na drodze stanął Janek Sobczak, który bardzo ucieszył się z prezentu od św. Huberta oferującego dziczyznę na świąteczny stół (jak się okazało był to dzik „selekcyjny” gdyż był nosicielem włośnia i został zutylizowany). Władek zapewniał, że pozostała mu jeszcze jedna loszka i nie kłamał. Gdyż w następnym miocie widziany był podobnych rozmiarów dzik, który umiejętnie ominął stanowiska łowców. Na zamykającą flankę wyszły z kolei jelenie. Cielęciem pochwalić mógł się nasz gość Witek Półrola. Czwarty z kolei miot był najdłuższym tego dnia co stanowiło wyzwanie dla naganiaczy, którzy tego dnia w większej liczbie niż zazwyczaj jednak z niewielkimi problemami dali radę. Okazję do wykazania się miał nadleśniczy strzelający do cielęcia, ale bezskutecznie.
W menu tego dnia Franciszek miał dla nas jak zwykle smaczną zupę, która tchnęła świeże siły we wszystkich. Miot na Zamęciu przy betonówce zazwyczaj bogaty w zwierza troszeczkę rozczarował z racji prowadzonej wycinki „rozpieraczy”. Mimo wszystko strzałów było kilka zarówno do dzików jak i jeleni, a najbardziej zadowolony mógł być nasz łowczy, który zrehabilitował się wycinkiem i lisem za pudło do łani w pierwszym miocie.
Na deser pozostała rozgrodzona uprawa za grabem. Jak się okazało była to ostoja pełna w zwierza. Przy flankowaniu z miotu co prawda uszło około 30 jeleni bez strzału jednak już po 10 minutach po trąbce na linię wyjechały dwa dzicze wagony. Zwierza było na tyle sporo, że zdecydowaliśmy go powtórzyć z powodu zalegających jeleni. W tym jednym miocie padło tyle strzałów co w ciągu całego dnia jednak co do precyzji można mieć wiele zastrzeżeń bo do pokotu nic nie doszło. Jest to z pewnością temat do zastanowienia. Szacunek do zwierza i pewność strzału musi być zawsze na pierwszym miejscu.
Uroczysty pokot ułożony pod domkiem uhonorował chwilą ciszy zwierza, a odpowiednimi medalami Koledzy Marek Lehnarth, jako pudlarz choć na to miano zdecydowanie należało do Władka, który łudził się do końca, że „coś” trafił 😉 V-ce królem łowów został kolega Witek z większą łanią, a Adam Zaręba z jeszcze „większym” jeleniem.
Następnego dnia do pracy przystąpił Andrzej z Fatą sprawdzając efekty strzałów po ostatnim miocie. Zastanawiające jest to, że pomimo tak licznych strzałów do pomocy stawił się jedynie Władek poczuwający się do jakiejkolwiek odpowiedzialności. Za pierwszym „podejrzanym” dzikiem Fata poprowadziła, aż do granicy obwodu przy Kłosówce, a kolejny przeprawił się przez tory na rezerwat. Oba nie nie zalegały na tropie i nie okazywały szansy na dojście.
W następną sobotę polujemy u Bartka. Zwierza nie powinno zabraknąć.